Ślęża do 10-ciu
Napiszę szczerze, w pewnych momentach nie bylo łatwo. Był jeden bardzo ciężki kryzys i mogę go nazwać kryzysem, którego jeszcze do tej pory nie miałem. A tak w skrócie.... ....rozpocząłem swoją małą przygodę około godziny 21:00 w Sobotę. Pierwszy podbieg jakby był niezauważalny dla mnie. Ot po prostu był jak standardowa czynność otwierania, przykładowo, drzwi do domu, bo inaczej nie wejdziesz. "Drugi" był też szybki. Nie mogę powiedzieć tego samego już o trzecim, gdzie już wpadała tzw. rytuna, ale przypomniałem sobie jak kiedyś było ciężko osiągnąć ten trzeci raz po raz pierwszy. Z uwagi na to, że bardzo dawno temu zdecydowałem się zdobyć pięciokrotnie tę górę i zrobiłem to ( skromny opis tu ), miałem świadomość jakie to było dla mnie wtedy ciężkie. No cóż czwarty raz już nie należał do łatwych, ale motywowała mnie myśl, że już "trójką" za mną a niebawem będzie "piątka" - i nastąpi na pewno przełamanie. Gdy doszło do piatego razu by w