Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2020

Jednak o kilkadziesiąt kilometrów za dużo ale szczęśliwie w domu

Obraz
  Ten trening a raczej mały wypad na 'szosę' nie powinien kończyć się z taaaką liczbą przejechanych kilometrów, a jednak. Pojechałem znaną mi już trasą do Oleśnicy a potem widząc znaki drogowe ze znajomymi nazwami postanowiłem pojechać w przekonaniu - a co tam, to niedaleko - w kierunku trasy na Warszawę. Zrobiłem to jednak troszeczke nieświadomie. 20 kilometrów tam, 20 tam i się niestety tak nazbierało. Wróciłem już do domu przez Kiełczów i już z włączonym oświetleniem na rowerze a niektórych terenów kompletnie nie znałem. Czasem mówiłem do siebie - ile to jeszcze - i pedałowałem, bo przecież nie będę szedł.  Dodatkowo nie było już za ciepło a coś czułem, że rękawice mogą się przydać.  Zastanawiałem się po co ubieram, jeszcze w domu, drugie leginsy, ale i one okazały się przydatne... Okazały się  one (i leginsy i rękawice) 'strzałem w 10', bo 3 godziny później nie wiem czy bez rękawic byłoby możliwe trzymanie kierownicy kiedy było już zimno, szaro, i lekko deszczowo.

Triminator Radków - "Dzień Sądu". Osądź się sam zanim staniesz do bardziej wymagających zawodów

Obraz
  Prawie wypływające łzy, prawie poczucie bycia tak blisko aczkolwiek bardzo duże  prawdopodobieństwo nieukończenia tego będąc dosłownie już tuż przed metą. Kiedy walka, którą znam (z wymagających ultra dystansów), walka ze sobą to za mało i trzeba się wykazać wykrzesaniem jeszcze większej walki ze swoją psychiką, wznieść się o jeszcze z dwa poziomy wyżej. Kiedy kompletnie nie ma już nawet czasu na wyciąganie z pasa na biodrze jeszcze żelu i połknięcie go. Nie ma na to właśnie nawet chwili by na tym zbiegu, zbiegu kamienistym, zbiegu z wystającymi korzeniami sięgać po „wspomagające energetki”. Jak znaleźć sposób na to by nogi biegły jeszcze szybciej pomimo niesprzyjającego terenu (już pewną kaskaderkę pokazałem po dużych kamieniach podczas SuperMaraton Gór Stołowych 2020, ale o tym w innej relacji). Powracając…łamiesz swoje granice jak możesz zaciskając zęby i „zasuwasz” do przodu…..        Czuję łzę na policzku, bo słysze metę. To są emocje bardzo wysokie. To nie boli, al

Kąpiel w mocno jesiennych warunkach

Obraz
Z tygodnia na tydzień jest coraz trudniej - wejść do wody. Aura, dookoła, kompletnie nie zachęca. Ludzie w płaszczach, czapkach. Patrzę dookoła i mówię do siebie - "tak mi się nie chce".Nie umiem jednak odpuścić, bo nie będę względem siebie fair. Idę do drzwi kierowcy i wracam z powrotem do bagażnika gdzie leży pianka, boja i czepek. Otwieram bagażnik i rozsznurowywuje buty. Ściągam skarpetki. Wsuwam dolną część pianki na siebie. Jeszcze nie jest zimno.      Gdy pianke już mam na sobie, idę boso do brzegu stawu. Chwilę obserwuje wodę, ale nie za długo. Nie ma co stać za długo przy brzegu. Coś mi mówi - wchodź.Wchodzę do wody. Ta myśl, kiedy to nie chciało mi się - już jej nie ma. Jestem tylko ja i zimna woda. Powoli zanurzam się do pasa. Odczuwam już temperaturę wody, która niestety nie jest za przyjemna....      Następuje tzw. chwilowy paraliż. Ręce unoszę nad wodą. Rozprostowywuje szybko palce u rąk, by zapanować nad tymi emocjami. Jeszcze chwila. Kilka oddechów, ale dosłow

Trzykrotnie zdobyty szczyt ślężański w towarzystwie mocnej mgły oraz niedzielne złamanie kataru

Obraz
Sobotni trening nie należał do "wygodnych", "sprzyjających mi treningów. Chyba słowo "niewygodny" już chyba wolę zamiast stwierdzenia "wygodny trening". Poza strefą komfortu, z której cały czas wychodzę, dowiaduje się o swoich możliwościach coraz więcej. Mgła od samego dołu gdy podbiegiwało się. Wbiegiwanie na tzw. "czuja", ponieważ każda wiązka światła czołowego (kilka trybów czołówki) niestety, ale nie oświetlała szlaku. Brak w niej światła rozproszonego jak w halogenie samochodowym.Chwilami pokonywanie metrów biegowo bez światła bylo lepsze. Biegłem na pamięć oraz chwytałem z przodu wzrokowo punkty, które uważałem, że należą do szlaku. Zbiegu też nie mogę nazwać zbiegiem szybkim z uwagi na mgłę, ale również na bardzo śliskie kamienie. Na kilku odcinkach wpadałem w poślizg lecz but Kalenji Kuprun Trail X7, tracił tę przyczepność dosłownie na ułamek sekundy. Kamienie, zamiast "wyginając" mi nogę, by mnie zdemotywować, raczej, odsk

Błoto, deszcz, trzeszczące łańcuchy i rozwalone opony na przykładzie Duathlon Crossowy w Jelczu-Laskowice

Obraz
Dzień rozpoczął się bardzo szybko. W ciągu 5 minut, po spojrzeniu na zegarek, zdążyłem się spakować i, jak się okazuje, w 10 minut dojechać pod namiot przy Pierwszym Stawie Jelczańskim by, w porę się dorejestrować. W opasce na pasie miałem tylko 2 galaretki i mus dla dzieci. Kompletny, przedstartowy spokój...     Godzina dziesiąta z hakiem. Rower a'la górski, którego kiedyś otrzymałem od znajomego, w którego lekko zainwestowałem (łańcuch, wielotryb, przesmarowane wszystkie łożyska i tryby oraz regulacja bardzo skrupulatna wszystkiego) miał teraz chrzest. Był moim teraz rowerem crosowym.      Już wczesnym rankiem, koło dziewiątej, wystartowały inne krótsze dystanse - dla dzieci.      Były podzielone wiekowo. Dzieci od pięciu do sześciu lat stanęły przed wyzwaniem przebiegnięcia 100m, a wyzwaniem starszych (7 i 8 lat) były dwie pętle (każda licząca 100m). Była jeszcze jedna grupa 'małych twardzieli' (9 lat i wyżej), którzy stanęli do, aż, trzech pętki (każda również po 100m).