Trzykrotnie zdobyty szczyt ślężański w towarzystwie mocnej mgły oraz niedzielne złamanie kataru
Sobotni trening nie należał do "wygodnych", "sprzyjających mi treningów. Chyba słowo "niewygodny" już chyba wolę zamiast stwierdzenia "wygodny trening". Poza strefą komfortu, z której cały czas wychodzę, dowiaduje się o swoich możliwościach coraz więcej. Mgła od samego dołu gdy podbiegiwało się. Wbiegiwanie na tzw. "czuja", ponieważ każda wiązka światła czołowego (kilka trybów czołówki) niestety, ale nie oświetlała szlaku. Brak w niej światła rozproszonego jak w halogenie samochodowym.Chwilami pokonywanie metrów biegowo bez światła bylo lepsze. Biegłem na pamięć oraz chwytałem z przodu wzrokowo punkty, które uważałem, że należą do szlaku.
Zbiegu też nie mogę nazwać zbiegiem szybkim z uwagi na mgłę, ale również na bardzo śliskie kamienie. Na kilku odcinkach wpadałem w poślizg lecz but Kalenji Kuprun Trail X7, tracił tę przyczepność dosłownie na ułamek sekundy. Kamienie, zamiast "wyginając" mi nogę, by mnie zdemotywować, raczej, odskakiwały na boki. a zbieg był od samej góry do dołu równy.
Czy mogę nazwać ten trening jednak treningiem zakończonym i dającym mi coś nowego? Tak, ponieważ zbiegi i wbiegi były wykonywane w krótkich spodenkach a podczas całego treningu łyknąłem tylko dwa łyki wody i nie uzupełniałem niczym ( żele,batoniki) swojej, spalanej, energii.
Wczorajsze odczucie zbliżającego się, może, kataru, zostało ztorpedowane, zanurzeniem się w stawie jelczańskim czyli jak to już chyba mam w standardzie - pływaniem w piance.
Komentarze
Prześlij komentarz