Ślęża do 10-ciu
Napiszę szczerze, w pewnych momentach nie bylo łatwo. Był jeden bardzo ciężki kryzys i mogę go nazwać kryzysem, którego jeszcze do tej pory nie miałem.
A tak w skrócie....
....rozpocząłem swoją małą przygodę około godziny 21:00 w Sobotę.
Pierwszy podbieg jakby był niezauważalny dla mnie. Ot po prostu był jak standardowa czynność otwierania, przykładowo, drzwi do domu, bo inaczej nie wejdziesz.
"Drugi" był też szybki. Nie mogę powiedzieć tego samego już o trzecim, gdzie już wpadała tzw. rytuna, ale przypomniałem sobie jak kiedyś było ciężko osiągnąć ten trzeci raz po raz pierwszy.
Z uwagi na to, że bardzo dawno temu zdecydowałem się zdobyć pięciokrotnie tę górę i zrobiłem to (skromny opis tu), miałem świadomość jakie to było dla mnie wtedy ciężkie. No cóż czwarty raz już nie należał do łatwych, ale motywowała mnie myśl, że już "trójką" za mną a niebawem będzie "piątka" - i nastąpi na pewno przełamanie.
Gdy doszło do piatego razu by wbiec, doświadczyłem kryzysu bardzo potężnego. To już nie był podbieg. To było włóczenie się do góry. Miliardy myśli, samotność w nocy około godziny drugiej (nie do końca jestem pewien godziny, ale z uwagi na to, że komórka mi się wyłącza o godzinie pierwszej a trochę jednak to trwało) jednak nie należała do prostych.
Wytrzymałem tak, niestety przykro mi to pisać i proszę nie bieżcie wzoru ze mnie, bez wody od podbiegu pierwszego do piątego oraz bez batoników oraz bez żeli.
Ponieważ miałem schowany termos z zieloną herbatą, tuż przy znakach informacyjnych dla turystów za szlabanem (kto zna teren ten wie o jaki szlaban chodzi), po tym podejściu/podbiegu, piątym, nagrodziłem się kilkoma łykami jeszcze gorącej herbaty. (kilkoma ponieważ miałem ograniczone zasoby). Sam nie wiem czy mi to wystaczy do końca, niby zaplanowanego osiągnięcia, raczej nie.
"Szóstkę" wykonałem w bardzo dobrym humorze i z bardzo dużą lekkością. Może dlatego, że pokonałem ten kryzys swój.
"Siódemka" minęła na myśleniu o wszystkim dookoła. O życiu, o rozwiązaniach ,o pomysłach. Rozwiązania, w zakresie pomysłów oraz nie tylko, dosłownie "wpadały". Nie wiem czemu teraz - może odskocznia. Brakowało tylko kartki i długopisu by to zapisywać. No cóż - stwierdziłem, że zapamiętam i potem zanotuję. Towarzyszyli mi tutaj czasem widoczni ludzie na szlaku, którzy prawdopodobnie udawali się na poranną mszę na Ślęży.
"Ósemka" już przebiegała w bardzo zwolnionym tempie, ponieważ już kiedyś zdobywałem tę górę ośmiokrotnie podczas zawodów Siły Ogra 8x (relacja również na napieraj.pl gdzie znajdują się moje również inne relacje).
Nie wiem, co miałem sobie myśleć, gdy dokonywałem, tzw. swojego przełamania podczas zdobywania tego szczytu "dziewiąty" raz i to bez przerw (no może pięciominutowe przerwy robiłem na łyk herbaty). Ludzi już było o wiele więcej a ja, nie ukrywam, byłem już trochę zmęczony.
Nagrodziłem się na szczycie, na polanie ślężańskiej, dłuższą przerwą i rozmyślaniem przez chwilę, czy warto zdobywać tę górę jeszcze raz.
Stwierdziłem, że spróbuje zdobyć ten szczyt jeszcze raz ale wróciłem, tym razem, do swojego, może nazwę go, ulubionego podbiegu, czyli podbiegu od Wierzycy.
"Dziesiątka" była na początek nie za prosta, ale w połowie podejścia/podbiegu, wzbiłem się.
Zdjęcie tytułowe jest wykonane właśnie gdy na szczycie byłem dziesiąty raz. Poniżej jest jeszcze inna wersja tego zdjecia.
Pod tymże zdjęciem jest również zdjęcie plecaka, który zawierał kilka koszulek do zmiany (tak kilka), kurtka cieplejsza (z biegówek), która nie przydała się, kilka buff (z resztą to co widać na zdjęciu) oraz dodatkowa ciepła bluza, która również nie przydała się. Znajdowała się również folia NRC a także powerbank oraz dwa ekstrakty Enervita (jeden z nich został zużyty podczas "siódemki").
Podziękowania ślę życzliwym Panom na polanie za wykonanie zdjęć na polanie.
...a piosenka? - po prostu mi się podoba...
Komentarze
Prześlij komentarz