Szosa, bieg górski a na koniec biegówki
Najpierw półmaraton na rowerze. To było proste ale, no może nie do końca. Potem, za cholere, nie wiedziałem jak mam zrobić pierwsze biegowe kroki. Gdy spontanicznie oczom ukazał się podbieg, nie zastanawiając się, poszedłem w żywioł. Żywioł nie miał końca, bo okazało się, że podbieg, którego kompletnie nie znałem, łączy się z innym, no już trudniejszym. Nie wiem jak mi serce mocno uderzało, ale jak wejde w rytm, nie umiem odpuścić. Towarzyszył mi jeszcze jeden gość przede mną, ale na pewnym pułapie zwolnił - przepuścił mnie. Po przeglądnięciu zdjęć z pewnego wpisu, z Bielic, udałem się by sprawdzić stan, który był widoczny na zdjęciach tamtego posta. I tak 'piętnastka' wpadła. Ile razy, bo zmęczone nogi, nie umiałem hamować w górnych partiach i wpadałem, to w choinki, specjalnie by wyhamować łapiąc się ich szybko, to koziołkowałem, bo śnieg jaki był, był bardzo zlodowaciały i nie sposób hamować jodełką i trzeba było specjalnie..... No 'jakaś łamaga' 😉 - pomyślicie,