Wstępne 250km na szosie już historią

 


Wstać, widzieć za oknem niesprzyjającą pogodę a jednak robić to wytrwale wg planu. 30km w jedną stronę do pracy i 30km z powrotem. Komu by się chciało. Są przecież pociągi, samochody, autobusy. Trzeba również tu wspomnieć o ścianie, którą miałem gdy wyjeżdżałem z podziemnego parkingu-'nie dam rady'. Nic nie pasowało. Nie udawało się zamontować zapięcia do roweru przy rowerze. Zapięcie nie chciało wejść do plecaka. Itd, itd. Trzeba było zostawić plecak, z którego się wszystko wysypało i zorganizować go na nowo. Ciuchy rowerowe nie wyschły a jednak trzeba było je ubrać. Gdy wsiadłem na rower i wyjechałem serpentyną z podziemnego garażu, znalazłwszy się na drodze dla rowerów, 'ściana' minęła.

Pominę już krakse na rowerze, której wynikiem było lekko rozwalone kolano i zdarte spodnie oraz uszkodzony kciuk. Kask się przydał na jednym z kamienistych zakrętów przed jednym z mostów (poślizg). Przetestowałem wszystkie rękawice rowerowe jakie mam a rano gdy wiatr uderza wprost we mnie, nie było lekko-czasem z deszczem.

 

 


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..