Treningi nocne. 37km w nocy z sarnami oraz wcześniejsza noc 19km. Wiara w pomysł.
Nie wiem skąd, ale strzelił mi do głowy pewien plan, którego już od dłuższego czasu chciałem zrealizować. Rozpoczęło się od wstępnej aklimatyzacji nocnej, która miała miejsce tuż po imprezie "Biegiem Na Grila" zorganizowanej przez Arka, który równolegle, co Wtorek jak ja, prowadzi systematyczne wybiegania - do wyboru, po prostej (Arek) lub po terenie górzystym (tutaj ja z Mariuszem wspólnie).
Gdy wszyscy już zdecydowali iż imprezy nadszedł kres, przebieram się w strój i z Wilczyc (miejscowość nieopodal Wrocławia) czeka mnie to co zaplanowałem, 20km biegu. Ten kawałek trasy bardzo szybko zakończono prysznicem oraz snem. Przebrany więc o 23:55, pod domem byłem o 01:44.
...odcinek bez pomiaru Endomondo...
Przyszła kolej na następny trening, który opiewał o obiegnięcie części terenów gmin Jelcz-Laskowice oraz Oławy. Wstępne myśli podpowiadały, że powinno się udać. Dlaczego powinno? Bo noc, bo samemu, nie zważając na pogodę oraz leśne tereny, których jeszcze nie znam.
Po godzinie dwudziestej pierwszej, kiedy to jeszcze w Jelczu-Laskowicach tętniła impreza z zabytkowymi samochodami marki "Jelcz", które były gwiazdami wieczoru, wybiegłem w stronę stawy jelczańskiego.
I już na ścieżkach za stawem. Tam otula mnie cisza, jeśli nawet tego nie chce. Tam słyszalne są wszystkie nocne,leśne dźwięki oraz wdzierasz się w leśny mrok, Bez kompletnej znajomości terenu jestem zdany tylko na geograficzną świadomość lub elektronicznego GPS-a. Można by tu skrócić sobie trasę do Oławy biegnąc leśnymi ścieżkami, tymi bardzo niesprzyjającymi, ale postanowiłem sobie to troszeczkę wydłużyć.
Wybiegłwszy z lasu na parking przy głównej drodze do Oławy, skręciłem na drogę, która poprowadziła mnie do samego Janikowa. Potem, jak widać po mapce, skręcając, tak jak mi znaki nakazują, w prawo i pozostaje taka sama odległość jak prawie kilometraż do Janikowa, ale ty razem do Oławy.
Nic prócz ciszy i czasem przejeżdżających samochodów. Dźwięk z telefonu, z aplikacji Endomondo, którą sobie uruchomiłem, by popatrzeć na koniec jeszcze raz na przebytą drogę, informuje o piętnastym kilometrze, za chwil kilka o szesnastym itd.
Na oławskim moście, według aplikacji, noga przekracza dwudziesty kilometr. Mam przy sobie jeszcze trochę wody a miałem jej stanowczo troszeczkę za mało i oszczędzałem. Inaczej się miało co do batoników, których zjadłem tylko jednego na całym odcinku.
Czasem w nocy jednak radio, najzwyklejsze pomaga. Inaczej się w nocy pokonuje dystans na płaskim terenie a inaczej na terenie górzystym. Góry mają jednak tę zaletę, że choćbyś chciał i tak się nie będziesz nudził. Jeśli nie znasz terenu a jeśli jesteś na zawodach, cały czas masz koncentrację, bo uważność na zbiegach, bo większe zapotrzebowanie na energię.
Tu za oławską oczyszczalnią ścieków, gdy wybiegałem już w stronę Kotowic, droga asfaltowo-leśna, strasznie się ciągnie i nie będę ukrywał, szybko chce się lasu - samochody, twarde podłoże, rytuna.
Widząc znak szlaku, jak pamiętam żółtego szlaku rowerowego prowadzącego po wale, skręcam i przez chwil parę mam problem żeby się znów przestawić na inne podłoże. Dla kolan jednak lepsze takowe niż twardy asfalt.
Na polach unosi się mgła. Czołówka, jedna z dwóch które mam przy sobie, słabo sobie radzi z przecinaniem mgły. Traska z uwagi na jej znajomość nie jest straszna, bo znam ten teren stąd czołowe światło jest tylko elementem, który ma nie wystraszyć zwierzyny, lecz zasyganlizować jej moją obecność, by spokojnie biec. Kilkanaście razy widzę sarny. Czasem gdy ich nie ma - trochę nudno. Pomimo tych nudnych odcinków aklimatyzacja jest udana z jednym minusem.
Na ten odcinek drogi, do butów trailowych, zaopatrzyłem się w zwyczajne, cienkie codziennego użytku skarpety, które jednak odradzam. Jest jednak duża różnica pomiędzy skarpetą stricte do tego sportu przeznaczoną a skarpetą, jeśli tak to mogę określić, normalną.
Poprzecinałem również część terenu przy tamie ratowickiej, wzdłuż Odry, przy której widoczni byli również rybacy. Zaskoczenie jednak ogarnęło gdy zobaczyłem przebudowę śluzy oraz dodatkowe ogrodzenie. Myślałem, że będę musiał biec w stronę wieży widokowej by przedostać się na drugą stronę rzeki korzystając z mostu kolejowego, lecz nie było to potrzebne.
Przy Ratowicach jeszcze trwają roboty budowlane więc należało kierować się w stronę Łęgu a potem w pola, ominając miłoszycki zalew, staw i do domu.
Takim sposobem, pokonując taką trasę, otworzyłem drzwi do domu o drugiej godzinie w nocy pokonując do tej godziny trzydzieści siedem kilometrów biorąc pod uwagę wcześniejszą nocną odległość prawie dzudziestokilometrową.
Tymczasem.
Komentarze
Prześlij komentarz