Nartorolkowo...


Punkt widzenia zmienia sie. Zjeżdżając już na parking, busem, dopiero widziałem z czym się mierzyłem kiedy to bus przemierzał tę samą drogę, ale, w dół. Dla mnie, na nartorolkach, takiego czegoś, w górę, nie doświadczyłem. Mowa o odcinku 9 km, którego należało pokonać a nazwano ten odcinek Asfalt Uphill. Jedno muszę przyznać. Nie wiem jak to zrobiłem, mając takie żelastwo na nogach i niezbyt przyjemną powierzchnie asfaltu. Starałem się temu podołać do końca na jednym 'baku' wody, którą miałem w sobie.

Kilkakrotnie czułem jak organizm przechodzi jakaś fala mocnego dreszczu poczynając od nóg, po plecy, klatkę piersiową, barki, ręce, dłonie a kończąc na czole i głowie gdzie czułem największą jej kumulacje. Gdy minąłem zieloną tabliczke z napisem 3km byłem już pewien, że zaraz to się skończy. Kolega, gdy rozpoczynaliśmy, wspominał o pewnym ciężkim odcinku. Nie pomylił się. Niby mały podjazd (dla samochodów znak z 12% nachyleniem), spowolnił mnie do maksimum. Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam to będzie koniec. Przyszła kolejna fala-tym razem potężniejsza, odczuwana tak samo intensywnie. Organizm domagał się coraz bardziej by uzupełnić płyny. Nie miałem przy sobie nic, co powinno wspomóc. Pokonawszy wspomniany podjazd doświadczyłem kolejnego, tym razem może lekko lżejszego ( na zakręcie drogi - prawie 180 stopni). Od tegoż zakrętu pozostał kilometr ale w środku już wszystko było rozgrzane potężnie i zmęczone. Będąc szczerym, tylko 500m, ale jak 500m może się ciągnąć-a może już za mną 50m, a może już 100m. Widząc już mete jeszcze potrafiłem się wznieść. 

 

"Upragniona" końcówka - zdjęcie vexa Skiroll Tour

Finalizując gdyby się sędziowski wóz za mną, który siedział mi na plecach będący dobrym dopingiem, nie wiem czy dałbym temu radę i nie zamknął tego odcinka. Utrzymałem stałe tempo na całych 9 kilometrach biorąc pod uwagę 400m przewyższenia w mocnym słońcu.

 

Tuż przed... - zdjęcie vexa Skiroll Tour

 

W drugi dzień odbył się drugi wyścig - ośmiokilometrowy na zróżnicowanym terenie (góra,dół).

Czułem, że organizm jest słaby. Czułem, że mały kamyk na asfalcie, gdy na niego najadę, mnie 'złamie' i nie utrzymam sprzętu i wywróce się. Sama, mała rozgrzewka pokazywała, że jeszcze mam czas by się wycofać. Gdy spojrzałem na podjazd...

....było bardzo wiele negatywnych myśli.

Oparłem się i patrzyłem jak pewna osoba szlifuje groty w kijach komuś. Popatrzyłem na swoje i zapytałem czy mogłby też mi. W moim wypadku należałoby to zrobić dobrą szlifierką ale nawet mały szlif był pomocny. Zostałem wyczytany do szeregu jak każdy inny. Ustawiłem się więc, wg zasad do szeregu, bo każdy wyruszał co 15 sekund. Już nie myślałem. Energia dziwnie przypłynęła...


Okazuje się, że polubiłem zjazdy i podjazdy. Na siódmym kilometrze nartorolki, lekko rozjeżdżały się już. Już czułem niemoc. 500m - tu miało to inny wydźwięk. Przekroczyłem linię uśmiechnięty i od razu otrzymałem kilka wskazówek, za które byłem bardzo wdzięczny.

Co mogę finalnie napisać-mam kilka swoich przemyśleń ale czasem jest tak, że warto zachować to dla siebie. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..