Próby podnoszenia się po spotkaniach z couchem nie należą do prostych.


 Wczesna godzina nocna. Głowa odpada. Chce się spać. Na chwile się kłade, ale obiecałem sobie, że zrobie chociaż trucht. Wymyśliłem już chyba dla siebie własny wzorzec projektowy do pisania aplikacji. Chwilowo nie daje rady już wstać. Radio gra swoim trybem. Przychodzi przełamanie by założyć słuchawki i włączyć radio w telefonie. Wychodze. Ciemno wszedzie, cicho. Pewne, mocne światło rozświetla droge. Dobiegam małym krokiem do pewnego punktu. Powiedziałem sobie, że tylko do tego punku i zawracam. Ktoś dojeżdża na rowerze i wyprzedza mnie. Biegne za rowerem. Chce mi się urzymać tempo w dużej odległości. Doganiam rower i pozostawiam go za sobą. Do kolejnej miejscowości już niedaleko. Widze światła. Udaje mi się przebiec część miejscowości ale przed mostem dopada mnie myśl, nie dasz rady. Powolnym krokiem wbiegam na most. Nigdy bym się nie spodziewał, że to zrobie. Radio w słuchawkach gra. Nie zatrzymuje się, choć buff już zaczyna być wilgotna na czole. Dobiegłem równym tempem do pewnej drogi polnej przed domem. Wszedłem na nią pewnie. Wcześniej nawet rowerem był problem by nią jechać. Przypomina mi się nie jeden moment z zawodów. Ciemna noc i przejście polne. Nie działa to na mnie negatywnie. Kawałeczek ide. Słysze psa, ale on na mnie nie działa. Przejechało auto i unosi się kurz. Przebiegam przez ten odcinek drogi-Z, chyba 4 lata temu taki kurz był na długim, ciężkim zbiegu podczas UTMB. Spanie odeszło. Głowa zregenerowana. Cały dzienny stres, a było tego troche, zszedł.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..