Spróbujemy

 

(właściwe zdjęcie z latarnią, której dotyczył poprzedni opis w poście)

Pomyślałem, że spróbuje. Znalazłem, może, jakiś sposób więc może warto się go trzymać. Czy będę się go trzymał to się okaże.

Tym razem nie było żadnego jeep-a ani nie słyszałem żadnej zwierzyny. Było wszystko na jednym wdechu ( bez zatrzymywania się i bez wody ). Szło wyśmienicie do momentu gdy byłem na moście kolejowym. Trzeba było schować telefon i klucze, bo przecież, most, same deski pode mną na przejściu a podczas biegu wszystko się trzesie. Trzeba było się skoncentrować. Nogi w pewnych momentach same przyspieszały. Na odcinku, gdzie ścieżka była bogata, ale w same kamienie kolejowe, nie było już za kolorowo, bo czułem jak spod podeszwy kamienie odskakują na bok i noga zjeżdża. Było to chwilowe ale wystepuje. Ubrałem jakieś stare buty swoje (stare tzn z rozcięciami po bokach). Nie pamietam nawet gdzie te rozcięcia się zrobiły a zapewne było to bardzo dawno. But, jak na razie, trzyma się.

Zdjęcie może nie powala na nogi oraz jakością, ale cóż chcieć jeśli tu nie chodzi o sesje fotograficzną.

Zastanawiałem się ile wytrzyma bateria na najbardziej optymalnej wiązce świetlnej czołówki. Najlepszy efekt zauważyłem, gdy przemieszczałem się w lesie pomiędzy zbiegiem z mostu kolejowego (przed stacją kolejową Zakrzów-Kotowice) a właśnie tą stacją kolejową.

Coś mi nie pasowało, bo odczuwałem, że odbiegam od linii torów. Pojawiła się ścieżka w dół i ona pokazała właściwy kierunek. Wąsko. Wysoka trawa. Przede mną kogoś oczy oświetlałem. Juz ich nie widać.Widoczność na półtora metra a mimo to tutaj dostałem szybkości. Takie zawijasy i "zakrętasy" doprowadziły mnie do drogi dojazdowej do stacji kolejowej.

No, kilkanaście kroków, schody i....
 

Nie relaksowałem się długo tu. Zdjęcie i postanowiłem wracać. Nie wiedziałem też ile wytrzyma czołówka (wszakże miałem telefon przy sobie, ale to nie o to chodziło - jeden wdech).

Droga powrotna, przez las, okazała się o dziwo krótsza, bo zdziwiłem się gdy przede mną był podbieg a był to podbieg na most kolejowy. Już nic nie pozostaje jak trzymać się danego sobie słowa czyli do samego końca, czyli pod sam dom.

W oddali widać było jeszcze, będąc na drodze polnej, "pędzący" skład pociągu osobowego a chwile później, też w oddali, trzy świecące się obok siebie białe plamki (światła elektrowozu). 

Teraz , przed domem, zimna woda smakowała o wiele lepiej.

Zapomniałbym dodać, że przed tą zabawą było coś przed i po ale zachowam to dla siebie, Wszakże nie było to nic złego ani żaden doping czego nigdy nie próbowałem.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..