Niedzielne kąpiele w stawie jelczańskim i treningi nartorolkowe

   Niektórzy stopniowo zanurzają się w wodzie, która miała ( o tamtej porze dnia i roku) może pięć stopni ciepła. Rok temu przełamałem już pierwsze "dosłowne" lody. Pod koniec Października, tego roku, oswoiłem również się z szokiem termicznym jakiego doznałem kąpiąc się w kąpielówkach i koszulce termicznej. Niska temperatura, która była bardzo jednak odczuwalna wtedy, nie jest już mi obca aczkolwiek każde morsowanie jest zawsze inne. Aj, zawsze czuć te "igiełki" na ciele :). Wielu znajomych (tudzież Tomasz, Ewa, Jarosław i inni), którzy również morsowali, z którymi miałem przyjemność pobycia w tej lodowatej wodzie, korzystają z obuwia do morsowania - świetna sprawa. Miałem również zaopatrzyć się w takowy sprzęt aczkolwiek wyznaje zasadę - najpierw spróbuj w czymś podobnym. Do próby wykorzystałem zwyczajne klapki do kąpieli. Klapki okazały się sprzętem, który mnie denerwuje, blokuje. Tak szybko jak wszedłem w klapkach, tak szybko z wody wyszedłem by klapek właśnie się pozbyć. Morsowałem zatem na boso.




Z racji tego, że samo jednak stanie w wodzie już było standardem, ale ono jednak również dużo pozytywnego dla organizmu daje, postanowiłem zrobić znów coś o czym myślałem. Przepłynąłem żabką zatem kawałek wzdłuż plaży ale nie zanurzałem oczywiście głowy. Zawsze chciałem to zrobić co uznaje za mój mały sukcesik ponieważ poczułem nowe bodźce na rękach, dłoniach oraz na barkach i szyi.  Trzeba podkreślić, że na ten nowy krok wpłynęła również dobra atmosfera w tamtym czasie. Podziękowania ślę znajomym.



Ile czasu jednak powinno się przebywać w takiej zimnej wodzie? Nie wiem. Wydaje mi się, że każdy z osobna to odczuje i sam sobie na to pytanie odpowie.


          Mi czegoś jednak jeszcze brakowało. Było to dla mnie za mało. Okazało się to zbyt krótkim treningiem. Samo dobiegnięcie na nartorolkach z domu, z Miłoszyc do stawu jelczańskiego by pomorsować, potem również powracanie biegowo na tym samym sprzęcie, okazało się za małe. Wyruszyłem po krótkiej przerwie na przebiegnięcie dłuższego dystansu jeszcze tego samego dnia czyli w Niedzielę. Dobrze się czułem gdy byłem na 1/4 swojego zamierzonego dystansu czyli na wiadukcie obwodnicy wschodniej przy rondzie przy Siechnicach( zdjęcie powyższe z kijami oraz, jeszcze, przy dziennym świetle). Czułem się również dobrze gdy skończyłem swój zamierzony dystans tego dnia. W niektórych miejscach bez czołówki jest niebezpiecznie - szczególnie na przejściach dla pieszych przy rondzie przy Siechnicach gdzie czołówkę miałem włączoną. Kierowcy, najprawdopodobniej, tutaj nie są przyzwyczajeni do pieszych. Trudne miejsca to również miejsca gdzie występują techniczne łączenia mostów z ulicą (występujące tzw szwy powierzchni). Technika na pokonanie tychże szwów już znaleziona. Całą pozostałą część można przebiec na nartorolkach bez czołówki - odblaski przy odzieży spełniają swoją rolę. Zdjęcie powyższe z linią punktowych świateł zostało wykonane na wiadukcie, tuż przed rondem przy Jagodnie gdzie kończyłem trening.  Po drodze również znalazł się czas na łyk ciepłej herbaty.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..