Ultra jako LifeStyle na przykładzie Siły Ogra
Organizowanych imprez biegowych jest więcej niż dwa lata temu. Nie wszystkie, po ich ukończeniu, dopisują do naszego dorobku, punkty ITRA. Czasem, zwyczajnie nie wiedząc, omijamy właśnie te wydarzenia biegowe, które mogą okazać się cenniejsze pod innym względem i mogą być równie trudne jak zawody biegowe z górnej półki. Takim wydarzeniem biegowym, okazuje się, że jest impreza organizowana przez Huberta i Idę pod nazwą "Siła Ogra" a inaczej "Trzeźwy Ogr 8xŚlęża". Zarezerwujcie sobie czas pod koniec Listopada by u stup góry Ślęży w dolnośląskim, przekroczyć linię startu już o siódmej rano. Czy faktycznie, zdobycie biegowo aż osiem razy wierzchołka ślężańskiego, jest to takie trudne i wymaga "siły ogra" by to zrobić? Przeczytaj i jak chcesz to sprawdź.
Jeszcze w piątkowy wieczór kompletnie nie miałem sił by wstawać bardzo
wcześnie (mocny ból głowy), i dojechać przed umowną, godziną siódmą
rano, by z innymi ludźmi, których też bawi bieganie górskie, "pomęczyć
się", pogadać ,itd....a jednak tabletka od bólu głowy zdziałała cuda.
(zdjęcie Mateusz Hyski)
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Zdjęcie
wykonane przed wspólnym startem. Organizator widoczny na zdjęciu po
lewej, środkowej, jego stronie, stoi na dachu jeepa i przemawia do
wszystkich. Wszyscy słuchają o czym mówi. Większość ludzi to ci, którzy
będą biegać, lecz nie tylko ci, są widoczni. Ubrani są kolorowo. Jedni w
różowych kurtach biegowych, inni w bardzo jasno żółtych, jeszcze inni w
odcieniach niebieskiego. Jest sobotni ranek, ale nie wczesny. Godzina
siódma. W małym kącie prawym , u dołu zdjęcia, moja skromna twarz z
małym uśmieszkiem. Po ubiorach ludzi i widocznych rekawiczkach , z aury
raczej jeszcze nie pokazuje się słońce... By uzyskać lepszy opis, proszę o info na
hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Nie było tu atmosfery przedstartowej jaką widzi
się na zawodach. Tu raczej wszyscy z przypiętymi numerkami, ale chyba
tylko dla pewnego umownego klimatu, ruszyli, bez rywalizacji, w pierwsze
okrążenie i pierwsze zdobycie wierzchołka. Jak zawsze ustawiłem się na
samym końcu, ponieważ jeszcze nie wiedziałem jaki będzie mój plan. Może
zrobiłem to ponieważ zawsze tak robię. Nie spieszę się, bo dystans i tak
weryfikuje.
(zdjęcie Beata Damm)
....Beata i Katarzyna tuż przed pierwszym zdobyciem Ślęży...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[By uzyskać opis, proszę o info na
hyski.mateusz@gmail.com. Za wiele szczegółów]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
"Jedyneczka" zaskoczyła mnie lekko. Tyle czasu na wybieganie na tych
terenach poświęciłem aczkolwiek tego podejścia nie znałem. Było ciekawe.
Z wypowiedzi innych słyszałem, ponieważ nie dysponowałem trasą w
postaci traka, że każde kolejne okrążenie, od pierwszego do czwartego,
będzie stopniowo dłuższe. Skoro zbiegamy zawsze tym samym szlakiem,
stwierdziłem, że same podbiegi będą ciekawe a raczej - czy dotrwam do
końca czyli czy uda mi się wbiec osiem razy na szczyt i zbiec z niego,
bo "pięciokrotność" już miałem za sobą. Raz w tygodniu po pracy już to
mi się to udało, choć trwało to do późnych godzin wieczornych. Czy ta
impreza to nie coś w stylu ultramaratonu "Zamieć" bądź ultramaratonu na
"Babią Górę"? Też mamy jeden szczyt.
Co okrążenie jednak, starałem się (bo nie sposób było się odpędzić
wstępnie od dobroci), uzupełniać kalorie. Można było zjeść ciepłą zupę
wegańską, napić się gorącej herbaty, kawy, soku jabłkowego i jeszcze w
dodatku na stole były rozłożone chyba z trzy rodzaje różnych ciast -
równie duży rarytas jak podczas "UTM"-a , ale tutaj można było jeszcze skosztować bigosu oraz klusek z dziurką, które Ida, współorganizator "SiłaOgra.pl",
wraz z ciocią i kuzynką, przygotowały w ilości tysiąca pięciuset sztuk
(1500 szt) dla obecnych. Trzeba mieć "siłę ogra" by ich tyle
przygotować. Ja ich osobiście nie próbowałem, ponieważ nie miałem
zwyczajnie ochoty (pożywiałem się ryżem i zupą), ale wierzę, że były
równie dobre jak atmosfera, którą spokojnie można przyrównać bądź może
jest lekko lepsza niż niejeden punkt żywieniowy chyba na imprezach
biegowych, które dopisują do dorobku, po ukończeniu, określoną liczbę
punktów ITRA.
Tutaj nikt się nie spieszył. Ten, kto chciał kolejny raz wyruszyć w
trasę kolejnego swojego okrążenia i wbiec na wierzchołek Ślęży, robił to
bez pośpiechu aczkolwiek obserwując sytuację raczej każdy,
prawdopodobnie po dziesięciominutowym "lunchu", uciekał w następne
okrążenie.
Drugie okrążenie i trzecie, rozpoczynały się również skrętem w prawo, tuż przed szlabanem,
na przełęczy Tąpadła. Tak jak usłyszałem, każde kolejne okrążenia, od
pierwszego do czwartego i od piątego do ósmego, rozciągały się. Czas
drugiego i trzeciego okrążenia przebiegał na rozmowach z kolegami Sebastianem i Bartoszem.
Zapadały pytania i padały również odpowiedzi.
- Mateusz czy podjąłbyś się kolejny już raz 240 kilometrowego Lądka Zdrój? - zapytał Sebastian, jeden z nich, który ukończył ten dystans w tym roku.
- Nie wiem jak na razie.
- Jakieś plany na następny rok? - padło kolejne pytanie.
- Chciałbym, podejść do dwóch może jeszcze cięższych dystansów, ale do tego trzeba się przygotować psychicznie i fizycznie, ale jak zawsze niczego sobie nie narzucam. Nie lubię się deklarować, bądź też zależy w jakim sensie. Zobaczymy. A jak tam u Ciebie?
Takich pytań i innych, do mnie i do Sebastiana, było wiele. Rozmawialiśmy przez prawie pełne dwa okrążenia. Utrzymywaliśmy równe tempo biegowe w późniejszym etapie tego drugiego okrążenia. W trzecim, znów wszyscy razem - Sebastian,Bartosz i ja. Czas minął na dzieleniu się wnioskami oraz pojawiały się również inne, nie biegowe oczywiście, tematy. Świadom delikatnego mrozu, kilka dni temu, jaki może się pojawić tutaj, postanowiłem przetestować nowy komplet do biegania w warunkach zimowych, ponieważ poprzedni już "przebiegł swoje". Wstępnie, w środku trzeciego okrążenia, rozpoczęły się problemy z zamkiem przy łydce aczkolwiek po pewnym czasie spodnie "zaklimatyzowały się". Skutkiem tego jednak było częste zatrzymywanie się i ukończenie "trójki" samemu. Spodnie spełniły swoją rolę czego nie mogę powiedzieć o bluzie termicznej. Finalnie, dobiegłem w tym komplecie do końca trzeciego okrążenia i postanowiłem zmienić jednak bluzę. Podczas trzeciego okrążenia odczułem także trud całotygodniowej pracy i zastanawiałem się czy w ogóle kontynuować. Jeszcze nie wszedłem w ten dystans.
(zdjęcie Beata Damm)
...trasa jednego z okrążeń z prawej strony Ślęży...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Tu jest typowa polska złota jesień.
Wszędzie pełno liści w lesie, od jasno brązowych po ciemniejszą, ich
barwę. W centralnej części jest droga leśna, która jest właśnie tymi
liśćmi pokryta.Droga rozpoczyna się tuż od początku kadru. Nie widać
żadnych kamieni na drodze. Jest również pełno drzew, ale nie ma ich na
drodze, jak to w lesie. Są to drzewa jednego rodzaju prawdopodobnie, ale
pojawiają się również pojedyncze rodzaje inne. Każde drzewo rzuca cień w
prawą stronę. W odległości, około, dziesięciu metrów biegnie człowiek,
chyba mężczyzna a kolejne może pięć metrów dalej, kolejna osoba
biegnąca, w jasno niebieskiej kurtce. Ci dwoje, biegnący, mają na sobie
czapki oraz mają na sobie czarne spodnie biegowe. U góry, pomiędzy
gałęziami drzew, które nie zawierają już liści, przebija się widok
niebieskiego nieba, bezchmurnego, już od trzech-czwartych zdjęcia do
góry... By uzyskać lepszy opis, proszę o info na
hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Zapadały pytania i padały również odpowiedzi.
- Mateusz czy podjąłbyś się kolejny już raz 240 kilometrowego Lądka Zdrój? - zapytał Sebastian, jeden z nich, który ukończył ten dystans w tym roku.
- Nie wiem jak na razie.
- Jakieś plany na następny rok? - padło kolejne pytanie.
- Chciałbym, podejść do dwóch może jeszcze cięższych dystansów, ale do tego trzeba się przygotować psychicznie i fizycznie, ale jak zawsze niczego sobie nie narzucam. Nie lubię się deklarować, bądź też zależy w jakim sensie. Zobaczymy. A jak tam u Ciebie?
Takich pytań i innych, do mnie i do Sebastiana, było wiele. Rozmawialiśmy przez prawie pełne dwa okrążenia. Utrzymywaliśmy równe tempo biegowe w późniejszym etapie tego drugiego okrążenia. W trzecim, znów wszyscy razem - Sebastian,Bartosz i ja. Czas minął na dzieleniu się wnioskami oraz pojawiały się również inne, nie biegowe oczywiście, tematy. Świadom delikatnego mrozu, kilka dni temu, jaki może się pojawić tutaj, postanowiłem przetestować nowy komplet do biegania w warunkach zimowych, ponieważ poprzedni już "przebiegł swoje". Wstępnie, w środku trzeciego okrążenia, rozpoczęły się problemy z zamkiem przy łydce aczkolwiek po pewnym czasie spodnie "zaklimatyzowały się". Skutkiem tego jednak było częste zatrzymywanie się i ukończenie "trójki" samemu. Spodnie spełniły swoją rolę czego nie mogę powiedzieć o bluzie termicznej. Finalnie, dobiegłem w tym komplecie do końca trzeciego okrążenia i postanowiłem zmienić jednak bluzę. Podczas trzeciego okrążenia odczułem także trud całotygodniowej pracy i zastanawiałem się czy w ogóle kontynuować. Jeszcze nie wszedłem w ten dystans.
Czwarte okrążenie, słyszałem, miało być najdłuższe, dlatego też
posiliłem się aż dwiema porcjami zupy i jak zawsze ciepłą herbatą.
Ciepła herbata zdziałała cuda na jednym, wymagającym, biegu już.
Do czwartego okrążenia dołączyła się koleżanka Katarzyna z okolic,
które zamieszkuje. Nic nie było zaplanowane, więc zgodziłem się na
towarzystwo. Kolejne już rozmowy, mnóstwo pytań w obie strony, wymiana
doświadczeń biegowych, analizy bardzo wielu sytuacji podczas biegów i
finalnie czwarte okrążenie zostało zakończone. Wielu ludzi nas
wyprzedziło, lecz coś mówiło, że support jest równie ważny, jak
ukończenie tej imprezy. Wiedziałem jednak, że to dla mnie za mało. Była
to za wczesna pora oraz za każdym razem będąc na przełęczy Tąpadła,
odpowiadałem sobie - spróbuje jeszcze jedno.
Dobrnęliśmy do momentu, który wymagał teraz obiegiwania (jeszcze w tzw.
parze) teraz lewej strony Ślęży. Wszystkie okrążenia, od piątego do
ósmego, również rozpoczynały się od przełęczy, natomiast wymagały
delikatnego podbiegu szlakiem turystycznym i skręcano, tym razem, w
lewo.
Początkowo trasa nie była wymagająca czyli nie miała nachylenia dużego a
podbiegi nie były długie. Wyjątkiem chyba, jak na razie , było czwarte
okrążenie. Zawierało podbieg bardzo długi, lecz mi doskonale był znany
jego poziom trudności i nie był zaskoczeniem.
Tutaj mały diabełek pojawiał się gdy na drzewie widoczna była, przybita tabliczka z numerem okrążenia i strzałką.......w górę. Wydaje mi się, że te podejścia, od piątego do ósmego, już jednak były bardziej wymagające technicznie niż poprzednie. Może też w mojej opinii poprzednie okrążenia były już znane ponieważ już na nich trenowałem (a napewno na najdłuższym odcinku kilkunastokrotnie). Pomimo to, lewa strona masywu faktycznie była może jednak chyba trudniejsza.
Tutaj mały diabełek pojawiał się gdy na drzewie widoczna była, przybita tabliczka z numerem okrążenia i strzałką.......w górę. Wydaje mi się, że te podejścia, od piątego do ósmego, już jednak były bardziej wymagające technicznie niż poprzednie. Może też w mojej opinii poprzednie okrążenia były już znane ponieważ już na nich trenowałem (a napewno na najdłuższym odcinku kilkunastokrotnie). Pomimo to, lewa strona masywu faktycznie była może jednak chyba trudniejsza.
(zdjęcie Katarzyna Stała-Kondrakiewicz)
...oznaczenia podejść, podbiegów...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Zdjęcie
małe z uwagi na małą treść na nim.Na środku stoi drzewo i ma przybitą
tabliczkę białą, na której jest brązowa, gruba strzałka w prawo a nad
strzałką cyfra pięć. Przed drzewem leżą różnego kształtu i wielkości,
kamienie, ale nie jest ich wiele - z cztery. Po lewej stronie drzewa
mamy drogę leśną, a'la górską, bogatą w kamienie w niej. Stoję
przy drzewie otulając je tylko lewą ręką z założoną czarną rękawicą.
Prawa ręka zwisa lekko, ale nie mam na niej rękawicy, Trzymam rękawicę.
Patrzę w przód, tak jak wskazuje wspominana strzałka. Na drodze, w
odległości może dziesięciu metrów, stoi grupka ludzi, może z pięciu.
Część rozmawia,część czegoś szuka.Jedna osoba ma ubrany brązowy plecak.
Ubrani dobrze na jesienno-zimową porę. By uzyskać lepszy opis, proszę o
info na hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Mieliśmy również tutaj szansę, chwilowej rozmowy z turystą, mężczyzną, w
nie młodzeńczym i nie seniorskim wieku, który cały czas zachwalał
osiągnięcia syna. Owy turysta wyglądał na zdrowego w każdym znaczeniu i
chciałem zadać pytanie
- Ok, to syn, a myślał Pan co może Pan dla siebie zrobić, czy będę słuchał tylko o Pana młodym synu, który, normalne, że działa?
aczkolwiek cały czas powstrzymywałem się przed zadaniem tego pytania i prawdopodobnie finalnie chyba dobrze.
Po krótkiej rozmowie, miły turysta rozmawiał jeszcze chwilkę dosłowną
ze mną. Ta rozmowa jednak nie trwała długo, ponieważ słysząc to o czym
mówiłem z doświadczenia (nawet nie wspomniałem o lekko trudnych
doświadczeniach), miałem lekkie wrażenie, że onieśmieliłem naszego
współtowarzysza. Z wyrazami powodzenia zatem opuścił nas. Starałem się
jeszcze motywować, nie siebie, kierując myśli w bardziej miłe myślenie
(czekające bardzo dobre ciasto na dole).
Podczas wspólnego pokonywania trudu piątego podejścia, usłyszałem też
zapytanie czy nie podjąłbym się bycia trenerem mentalnym. Nie powiem -
zaskoczyło mnie to, bo nigdy nie myślałem o tym.
(zdjęcie Mateusz Hyski)
...wbiegiwać czy podchodzić.Piąte okrążenie...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Zdjęcie
duże. W prawej części widnieje moja postać od klatki piersiowej do
samej góry. Twarz uśmiechnięta lecz bez widocznych zębów - uśmieszek
spokojny. Brązowe oczy. Czapka mocno pomarańczowa bez napisów. Na szyi
husta w postaci bufy z zawodów na biegówkach o tytule "Karlovska
padesatka". Na sobie mam czarną kurtkę "Salomon" wodoodporną z kapturem,
czarne rękawice, również wodoodporne a także plecak, w którego szelki z
przodu mam włożona butelkę z zimną wodą oraz z prawej strony może
potrzebne elementy typu folia NRC, składany kubeczek, tabletki
przeciwbólowe itd. Patrzę wprost do obiektywu. Na dalszej części zdjęcia
widać podejście pod górę. Podejście jest bogate w duże wystające
kamienie, różnego kształtu. Ziemia jest zasypana nie śniegiem a liściami
brązowymi z drzew.W
lewej części widać powalone drzewo.Leży tak jak upadło. Przez drzewo
przechodzi zawodnik widoczny w niebieskiej kurtce. Jest jeszcze jasno.
Jest około piętnastej godziny. W czterdziestu procentach górnej części,
prześwituje, pomiędzy drzewami, niebieskie niebo. Chyba są na nim małe
białe chmurki.By uzyskać lepszy opis, proszę o info na hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Czas dotrwania do miejsca, do którego tym razem trzeba było dobiec
(skały przy wieży widokowej obok kościółka na Ślęży), by znów zbiec,
minął szybko i trudu podejścia nie było widać. Zaczynałem odczuwać brak
kijów. Zapomniałem ich na tę imprezę zabrać. Chwila czekania na
współzawodniczkę i wolny zbieg. Tutaj support się skończył za
pozwoleniem znajomej. "Odpaliłem" swoje takie moje "dodatkowe koniki".
Ci, którzy przed chwilą nas wyprzedzali byli już za mną jeszcze przed
punktem na dole. Żywioł wszedł we mnie.
(zdjęcie Beata Damm)
...polana ślężańska...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Zdjęcie
duże. Na zdjęciu widoczny jest, na dolnej części zdjęcia, skwer jeszcze
zielony, ścieżki i dwójka ludzi spacerujących.Leży również kawałek
drzewa z daleka bardziej przypominający leżącego psa tyłem.Od połowy
wysokości zdjęcia, do jego góry, mamy niebieskie, bezchmurne niebo. Po
lewej stronie,od lewego środka w dół, widać, w oddali, tereny nizinne, pola,
ulice, miejscowości aczkolwiek to tyko przeplatające się, plamy
kolorowe(zielone,żółte,czarne,szare). Pogoda jest bardzo dobra,
słoneczna, jak na Listopad. Nie ma błota ani śniegu. Na skwerze leżą
również cienie drzew, które rozpoczynają się od lewej, dolnej strony
zdjęcia i od prawej. W środkowej linii zdjęcia rosną drzewa. Wszystkie w
szaroczarnej posturze. Na niektórych drzewach są jeszcze brązowe
liście. Na środku przez te drzewa przebija się widok również na tereny w
oddali.W prawej, środkowej, części zdjęcia stoi budynek, który
właściwie nie wiem co ma w sobie poza kawiarnią zwaną "Pod Ślężą". Obok
budynku, widzimy, małą przestrzeń betonową i stojące ławki z koszami. Ta
przestrzeń jest oddzielona od skweru, betonowym, niewysokim murkiem.
Stoi również zielona tablica, informacyjna. Jest również w środkowej
części, wybudowane z betonową posadzką, całe drewniane (ławki drewniane
oraz dach), miejsce do spoczynku lecz bez ścian.By uzyskać lepszy opis,
proszę o info na hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Bez zastanowienia ruszyłem w kolejne, szóste, okrążenie, które
troszeczkę czasu trwało z uwagi na troszeczkę słabo oznaczoną trasę w
lesie - szukanie właściwych oznaczeń (raz w dół do poprzedniego punktu
wyjścia, raz znów w górę). Było już mocno ciemno pomimo włączonej
czołówki, która oświetlała las niczym bardzo mocny halogen. Byłem sam a
wszystkie negatywne myśli chyba wolały czekać na dole w bagażniku i nie
przeszkadzać, choć cały czas wdzierały się w głowę jak krzyczący
strajkujący tłum czy też ktoś kto bardzo chce sprzedaż swój produkt by
żyć. Sam troszeczkę "strzeliłem" sobie w kolano z uwagi na brak traka,
ale wyszedłem z tych oparów. Szczyt ślężański kolejny raz za mną i
szósty raz w dół.
Tutaj odbyły się rozmowy co do czasu, w którym poskromię siódme i ósme
okrążenie.Trzy i pół godziny powinno wystarczyć jeśli się "zepnę". Czas
był wyliczony na podstawie czasu jaki potrzebowałem na szóste okrążenie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę, podczas delektowania się dobrą
zupą, o innych aspektach aczkolwiek stwierdziłem, że ... w górę.
Nie wiem jak, ale nogi targały do przodu a ja czułem się już zmęczony.
Wychodził lekki dyskomfort z powodu czasu, którego jakby lekko mi
brakowało, ale tak miało widocznie być.Delikatnie się spieszyłem. Trzeba
było szybko sięgnąć po batonika w plecaku, których było jeszcze wiele.
Tabliczki z numerami okrążeń pięć,sześć już miałem za sobą. Wciąż
biegłem i szukałem siódemki. Długo jej jednak nie widziałem a biec nie
poprzestawałem. W pewnych momentach myślałem, że zaraz dobiegnę do
Wierzycy.
Pojawiła się siódemka a może bawiła się ze mną w chowanego? Nie ma na
co czekać. Skręt w prawo i do góry. Bawiłem się trochę w liściach.
Szurałem w nich raz biegnąc, raz idąc szybko. Teraz chyba mogę nazwać,
jakby moimi nogami ruszał jakiś mechanizm, który nawet nie myślał by
przestać nimi ruszać. Było mi ciepło, ale oddech był w normie.
Troszeczkę zimno było przy nadgarstkach. W dłonie było ciepło dzięki
rękawiczkom tym samym, które miałem w plecaku podczas UTMB (rękawice -
jeden z wielu elementów obowiązkowego sprzętu). To była jakaś istna
dzicz. Gałęzi pełno, teren mocno nierówny. Mała leśna przestrzeń,
pościnanych prawdopodobnie drzew. Jak przejść, jak to przeskakiwać. Nie
zastanawiałem się. "Leciałem" w żywioł. Nie było czasu na myślenie, jak
przejść przez przeszkodę. Trzeba było ją zostawiać za sobą. Tutaj już
nie było schodów, ale kamienisty slalom ciągnący się nieustannie do
góry, śliski, zakończył się znajomym wejściem na skwer, tuż pomiędzy
dwoma budynkami, które są na polanie, prócz kościółka. Szybki zbieg na
już niekontrolowanej prędkości ale jednostajnej skończył się ostatnią
już herbatą lecz już bez zupy - już chciałem mieć ósemkę za sobą.
Ostrzegano mnie by uważać na przewody podczas ostatniego podejścia.
Poinformowano mnie, że ostatnie okrążenie jest zaraz za tabliczką
"siedem". Muszę do tej tabliczki dobiec jakieś trzysta metrów.
Informacja okazała się prawdziwa a to co zobaczyłem przypomniało
ostatnie podejście na Czantorię, choć do Czantorii temu podejściu dużo
brakowało. Tutaj już nie było czasu na nic jak tylko posługiwanie się
dopracowaną techniką pokonywania podejścia. Było prosto a obok słupy
wysokiego napięcia. Zastanawiałem się o co chodziło z tymi przewodami.
Wszystkie przeciwności losu pozostały w tyle. Nie było czasu na to by się tutaj nad czymś rozczulać. Teren nie sprzyjał na miłe wbiegiwanie do góry z uwagi na jego nieprzewidywalność. Małym przewodnikiem była bardzo wąska ścieżka w tym, porozrzucanym kamieniami i gałęziami, terenie, która mnie prowadziła. Zastanawiałem się czy włączyć sobie w końcu traka, ale tę próbę zabiła inna myśl - skup się na tym co pod nogami. Posłuchałem się. Nic już nie było ciężkie. Pojawiły się siły by wbiegiwać tutaj. Nie wiem skąd. Liczyłem swoje oddechy, by zająć czymś głowę.
Wtedy to pojawił się obraz i myśl - jeszcze tylko chwila.
Chciało
mi się pić więc wykonałem łyka, ale dopiero na szczycie. Dysponowałem
tylko wodą zimną, ale lepsze to niż nie posiadanie jej. Nie zwracałem
już uwagi na kostkę z kamienia podczas zbiegu, która występowała na
początkowej części zbiegu ze Ślęży. Stwierdziłem, że jeśli zaliczę
wywrotkę, podniosę się przecież. Mam przecież rękawice. Liście i kostka
zatem nie stanowiły przeszkody, nic już nie było przeszkodą.
(zdjęcie Mateusz Hyski)
...część ostatniego podbiegu...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
By uzyskać opis, proszę o info na
hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Wszystkie przeciwności losu pozostały w tyle. Nie było czasu na to by się tutaj nad czymś rozczulać. Teren nie sprzyjał na miłe wbiegiwanie do góry z uwagi na jego nieprzewidywalność. Małym przewodnikiem była bardzo wąska ścieżka w tym, porozrzucanym kamieniami i gałęziami, terenie, która mnie prowadziła. Zastanawiałem się czy włączyć sobie w końcu traka, ale tę próbę zabiła inna myśl - skup się na tym co pod nogami. Posłuchałem się. Nic już nie było ciężkie. Pojawiły się siły by wbiegiwać tutaj. Nie wiem skąd. Liczyłem swoje oddechy, by zająć czymś głowę.
Wtedy to pojawił się obraz i myśl - jeszcze tylko chwila.
(zdjęcie Mateusz Hyski)
...końcówka ósmego podejścia...
[Opis zdjęcia dla niewidomych]
By uzyskać opis, proszę o info na
hyski.mateusz@gmail.com]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
[Koniec Opis zdjęcia dla niewidomych]
Te okrążenie, ostatnie i siódme okrążenie, były chyba najszybszymi
moimi okrążeniami ponieważ pokonałem te odcinki w sto czterdzieści parę
minut. Nie wiem co tu zadziałało, ale bardzo jakby lekko pokonywało się
te okrążenia a może własna wiara w ukończenie tego wydarzenia. Popłynęły
lekko łzy podczas zbiegu ostatniego. Te łzy były sygnałem umysłu, który
przełamał chyba kolejną swoją barierę, choć sam nie wiem jaką.
W oddali nie było widać nic i zastanawiałem się ile jeszcze, przez
moment, tego zbiegu. On powinien już się skończyć. Wnet włączyły się
bardzo mocne światła jeepa. W tym momencie spojrzałem na komórkę i nie
wierzyłem temu co zobaczyłem - czas. Pojawiła się myśl o próbie
podejścia do kolejnego okrążenia, ale czułem również, że na tym
powinienem, jak na razie zakończyć. Mogłem więcej.
Z dobrymi słowami, przebijając tak zwane "żółwiki", "pjony",
pożegnaliśmy się. Chwilę siedząc w samochodzie, rwało mnie jeszcze, ale
jak na razie wystarczy.
Imprezę polecam ukończyć. Ukończyli tę imprezę wszyscy, którzy w niej
brali udział w zakresie możliwości biegowych, jakie mieli. Jedni bawili
się przez trzy okrążenia, inni przez cztery itd. Z tego co wiem,
podczas rozmowy przy jeepie, zdobyło osiem razy szczyt czworo ludzi. Czy
to mała liczba, czy duża, nie mi to oceniać. Może i brakuje tutaj wielu
dodatkowych danych, typu zdjęcia video, które by może pokazały
przestrzeń pod kątem biegnącego, ale wydaje mi się, że same zdjęcia nie
odzwierciedlą tego. Uczestnictwo w tym wydarzeniu, przeżycie tego, jest
cenniejsze niż zdjęcia.
Sam masyw ślężański może i nie jest wysoki ale ośmiokrotność zdobycia szczytu już nie jest taka prosta biorąc również pod uwagę siłę supportu a raczej siłę cierpliwości, którą trzeba było wykrzesać podczas dwóch okrążeń. Ostatnie dwa zdjęcia zostały wykonane tydzień po imprezie, ponieważ podczas tychże okrążeń, nie sposób było wykonać zdjęć z uwagi na skupienie się nad czymś ważniejszym a też ciemną już porę dnia podczas tychże kółek.
Dużo zapasu z plecaka biegowego znów pozostało jak i wody, która w nim była, ale wypite zostało chyba z dziesięć herbat, zjedzone pięć zup wegańskich a także podczas biegu jogurt płynny Danone i mały batonik.Hej...
Sam masyw ślężański może i nie jest wysoki ale ośmiokrotność zdobycia szczytu już nie jest taka prosta biorąc również pod uwagę siłę supportu a raczej siłę cierpliwości, którą trzeba było wykrzesać podczas dwóch okrążeń. Ostatnie dwa zdjęcia zostały wykonane tydzień po imprezie, ponieważ podczas tychże okrążeń, nie sposób było wykonać zdjęć z uwagi na skupienie się nad czymś ważniejszym a też ciemną już porę dnia podczas tychże kółek.
Dużo zapasu z plecaka biegowego znów pozostało jak i wody, która w nim była, ale wypite zostało chyba z dziesięć herbat, zjedzone pięć zup wegańskich a także podczas biegu jogurt płynny Danone i mały batonik.Hej...
(zdjęcie SiłaOgra.pl)
...profil trasy imprezy biegowej...
o
Komentarze
Prześlij komentarz