Dystans połowy SuperTrail-a w zimowo-wiosennej aurze.
Zastanawiałem się jak trenować w tym czasie. Zastanawiałem się jak przygotować się do dystansu, który mnie czeka. Ponieważ Ślężę mam tuż koło siebie, a znam prawie wszystkie podbiegi na nią i wbiegi ( wszystkich chyba nie znam sposobów), pomyślałem, że, by mieć jeszcze bardziej świeży trening, przeniosę go w tereny, kompletnie nieznane. Dodatkiej tutaj, jak się okazało na miejscu była niska temperatura i zastanawiałem się czy utrzyma się ona przez cały dystans, który mnie i tych, którzy zdecydowali się stawić czoła dystansowy, czeka. Startując z wnętrza Lądka-Zdrój, byłem sam, aczkolwiek już pod przebytych dziesięciu kilometrach, w drodze na Śnieżnik, napotkałem małą grupkę, o podobnym bakcylu biegowym.
Wstępne przywitanie się, wymiana kilku krótkich zdań w biegu, bo szkoda czasu, przerodziło się w szeroką dyskusję. Ekipa, jak się okazało, była przygotowana na równie daleki dystans treningowy, prawie, jak ja(plan to 80km) Jednym minusem tego wszystkiego było to, że nie mieliśmy auta/ przemyślanego transportu powrotnego choć ja miałem kontakt do osoby, która poprosiła o anonimowość, która zaoferowała swoją pomoc - gotowość dowozu przygotowanego przeze mnie samego posiłku oraz gotowość podjechania w dokładnie podane miejsce, by zabrać z powrotem.
Kiedyś miałem, może nie aż tak podobną sytuację jak ta, ale pamietam jak podczas innego własnego ultra dystansu, nie spodziewajac się, otrzymałem pomoc od dobrych ludzi, choć nawet się tego nie spodziewałem.
Ale powracając....
Dystans Nam najpierw nie szedł świetnie, bo mierzyliśmy się najpierw z trudnościami, jakimi był niewydeptany śnieg. W tym całym ciężarze trenowania widzieliśmy jednak aspekty pozytywne. Każdy jednak pokonywał metry bezpiecznie.
Nie były strasznie żadne podejścia czy też przeskakiwanie przez strumienie ,w bezpieczny sposób, czy też przedzieranie się przez choinki (widocznie na poniższym zdjęciu) by wejść na górę.
Nie były strasznie również odcinki asfaltowe ani odcinki przebiegiwane w szczerym polu gdzie wiał wiatr prosto w twarz. Natrafialismy również na niemałe problemy jakimi było przedzieranie się przez rowy pomiędzy polami, przeskakiwanie po śliskich kamieniach i zapadających się łodygach, leżących w strumieniach i tych małych i tych większych ( czytaj - też głębszych ). No nie było chwilami do śmiechu. To jedna osoba z przodu, to czasem inna osoba z przodu, czasem wspólnie, krok w krok po błotnistym polu, które z czasem pozostawało pod naszymi bieżnikami Nie brakowało również podmokłych odcinków polnych ( szybko przebiec, bo skręcanie w bok w nadziei na wbiegnięcie na lekko podniesiony teren było stratą czasu ).
Nikt nie odpuszczał nawet w momencie kiedy ściemniało się i nie było już tej naturalnej świeżości w organizmach, kiedy mróz, dawał się we znaki.
Widzielismy pomimo tego coś pozytywnego w tym szaleństwie. Powracając jeszcze do początku, tudzież zbiegu ze Śnieżnika, poznawałem okolice na nowo. Chwilami znałem okolice, niektóre miejsca, bo przypominały się miejsca, z racji przebiegniętego dwukrotnie tego odcinka trasy, (DFBG 240).
Były momenty ciszy, które każdy szanował, i były rozmowy nie biegowe.
...wodospad, który był atrakcją podczas edycji DFBG 240...
...gdzieś na szlaku...
...miejsce pierwszych łyków ciepłej zielonej herbaty (oprzeć się i albo stać i rozkoszować się herbatą na łonie natury ) ...
...kiedyś pewnie było tu wiele osób...
...zapora - MiędzyGórze...
..gdzieś na błotnistej drodze polnej (1 Dzień Wiosny) ...
... z dala od normalnej drogi...
...jeszcze w miarę jasno a but MT2 jednak trzyma się dobrze błotnistych odcinków, choć już widzę tego modelu małe minusy...
...naprawde bardzo proste przeszkody, w porównaniu do "strumyków", które występowały, w przykładowo zadrzewionym terenie widocznym na zdjęciu...
...powrotna droga, przez wodospad...
"Wyruszenie z Międzygórza przez zaporę, której przejście mogło przyprawić o zawrót głowy. Pokonywanie łąk, podmokłych pól, gdzie wpadało się butami w wodę, szukanie przejścia i przeskoki przez potoki, które przecinały trasę. Tylko to nie one przecinały to. Mieliśmy się wtopic w te pola, łąki, krzaki, gałęzie, potoki, gdzie patrzysz na horyzont i widzisz to piękno gdzie niebo się styka z ziemią. A niebo robi się pomarańczowe i promienie słońca przebijające przez chmury wprawiają w zachwyt. Herbata smakowała jak nigdy, która była pita w schronieniu przed wiatrem przy potoku. "
Czy można docenić coś czego nie widać na co dzień? Spróbuj - przekonasz się.
Do następnego...
Komentarze
Prześlij komentarz