Dzień rozpoczął się bardzo szybko. W ciągu 5 minut, po spojrzeniu na zegarek, zdążyłem się spakować i, jak się okazuje, w 10 minut dojechać pod namiot przy Pierwszym Stawie Jelczańskim by, w porę się dorejestrować. W opasce na pasie miałem tylko 2 galaretki i mus dla dzieci. Kompletny, przedstartowy spokój... Godzina dziesiąta z hakiem. Rower a'la górski, którego kiedyś otrzymałem od znajomego, w którego lekko zainwestowałem (łańcuch, wielotryb, przesmarowane wszystkie łożyska i tryby oraz regulacja bardzo skrupulatna wszystkiego) miał teraz chrzest. Był moim teraz rowerem crosowym. Już wczesnym rankiem, koło dziewiątej, wystartowały inne krótsze dystanse - dla dzieci. Były podzielone wiekowo. Dzieci od pięciu do sześciu lat stanęły przed wyzwaniem przebiegnięcia 100m, a wyzwaniem starszych (7 i 8 lat) były dwie pętle (każda licząca 100m). Była jeszcze jedna grupa 'małych twardzieli' (9 lat i wyżej), którzy stanęli do, aż, trzec...