Do upadłego. Do momentu, gdy się uspokoisz i przyjdzie naturalnie sposób na problem, na to, jak słuchać organizmu podczas podbiegu, czyli Twój sposób. Dlaczego to jest takie ważne? Możesz naczytać się wielu książek biegowych, treningowych, które mają w sobie tyle dobrych rad ile ich ty wyczytasz w książkach, na blogach, w magazynach, lecz co jeśli żadna z nich nie skutkuje u Ciebie.
...bo nie liczy się tylko bieganie...
To są tylko rady, opisy, jak dana osoba sobie poradziła z czymś, lecz jeśli sam/sama nie znajdziesz w sobie rozwiązania, które na Ciebie działa, nikt tego nie odkryje.
Z takim właśnie nastawieniem pojechaliśmy dziś w tereny Ślęży i Raduni. Był plan by ćwiczyć tylko elementy ostre (czytaj trudne podejścia) na Raduni, lecz plan lekko zmienił się. Pierwszy podbieg pod Wierzycę wykonano - pomimo kamieni. Czy podbiegało się do samego końca? Tak. Nie była to prędkość zawrotna, lecz małymi krokami do większych. Potem? Na Ślężę i z powrotem tym samym szlakiem, szlakiem niełatwym i z powrotem.
Drugi raz będąc na szczycie zrobiona została fotka, która, no tak, jest zwariowana, lecz humor dopisuje. Zobaczcie sami....
Jak ogólnie to wszystko ogarnęliśmy więc. Sam się sobie dziwiłem na zbiegach - dosłowny zlot z góry. A jak pod górkę? Jak to Mariusz określił - rozgrzewasz się na początku, potem już spróbuj dogonić. Ja raczej w te słowa nie wierze, lecz fakt trening szedł jak burza i chciało się aż trzy razy na szczyt.
O Mariuszu - chłop szedł jak burza na początku i też , przyznaje, miałem problem by dogonić kolege. Potem karty się odwróciły.
Next time.... próbujemy cztery lub więcej razy
Udało się więc dziś być na szczycie dwukrotnie i jest chęć na większą ilość zdobycia tego szczytu.