W poszukiwaniu pomysłu na dokończenie relacji na technicznie 34 km odcinku po karkonoskich szczytach.
To miało się nie udać a jednak.Trzydziestocztero kilometrowy odcinek po karnonoskich górach uważam za udany. Po francuskich Alpach został lekki niedosyt. To tam przełamałem własną barierę by na podbiegi wbiegiwać bez zatrzymywania się. W piątkowy wieczór jeszcze się zastanawiałem czy to ma sens, lecz jak zawsze coś wskazywało by sprawdzić czy faktycznie ta bariera została przełamana.
Wstęþnie "wybiegłem", na podejściu za kasą przed parkiem, w górę "jak gorący ziemniak z ogniska". Strasznie mnie niosło ku górze. Zastanawiałem się, bo dawno nie byłem tam, ile kilometrów liczy sobie podejście, lecz uświadomiony przez Mariusza o odległości, dobiegłem do "Strzechy akademickiej" i ciekałem na resztę.
Na powyższym zdjęciu Mariusz z widoczną "Samotnią". Techniczny zbieg po wąskiej mocno kamienistej ścieżce, potem długi podbieg, również bez przystanku (chwilami były momenty by przejść do marszu), utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że wypracowane doświadczenie procentuje jeszcze bardziej.
Mieliśmy zbiegiwać , tak mocno dla mnie pamiętliwym i lubianym, ostrym zbiegiem do "szpindlerowego" lecz....to nie pętla. Kilkaset metrów po asfalcie oraz mocne odbicie po mocnym podejściu na kamienisty szlak doprowadza do równie pamiętliwego skrzyżowania, które również prowadzi jeszcze w dół.
Pojawiają się momenty, by szukać ścieżek wymagajacych pomiędzy drzewami, lecz kilka metrów ku dole, szlak zostaje przez nas zmieniony na czerwony. Czy jest wymagający? Na wstępie nie, ale po kilometrowym odcinku pojawia się techniczny zbieg ( niedużo kamieni i korzeni ale są ). Częste szybkie lądowanie na palcach przyspiesza zbieg. Kroki zaczynają się robić dłuższe. Chwilami to przeskakiwanie nie zbiegiwanie i......
...znów kawałek asfaltu.....
Po pamiątkowym zdjęciu wzbijamy się w szlak. Jest on mało wymagający na początku. Późniejsze jednak duże kamienie znajdujace się na szlaku, momentem niemożliwość do wspólnego zbiegu z Mariuszem, kolejny raz pęd który się włącza, widoczna szczelina u boku szlaku - to wszystko powoduje że nie zważając na zagrożenia (okiełznam te zagrożenia) idę w żywioł. Na zakręcie czeka, na nas chwilowo, Agata. Aktualny cel - wymagajace podejście do domu śląskiego, pamiętliwe z "Ultra Chojnika". Tutaj decyduje się znów na nieprzerwany podbieg. Raz jest on szybszy, raz wolniejszy, raz zatyka w płucach (myślę za mała przerwa po UTMB ale przezwyciężę to). Podbiegłwszy pod dom śląski od razu kierujemy się na Śnieżkę. Tak więc czarnym szlakiem ku górze a potem w dół.
Finalizując trening decyduje się na zbieg zejściem, które jest widoczne na powyższym zdjęciu ponieważ na proste, płaskie odcinki nie za bardzo mam ochotę.
Jak było. Chyba każdy wyciągnął z tego wyjazdu to co chciał. Mi przynajmniej przypadły do gustu ciężkie podbiegi i zbiegi. Teraz już wiem jak ukończyć relacje, najcięższą do tej pory a i polecam treningi w górach bez dłuższych przerw, by nie gasić organizm zbyt często....
Komentarze
Prześlij komentarz