UltraBiel czyli pierwszy raz 60km na biegówkach.


Bywa i tak, że w danym roku kalendarzowym nie masz czasu by podjąć się startu, którego nie planowano, ponieważ musisz mieć też czas na odpowiednią regenerację pomiędzy startami. Zagraża to zaplanowanemu dystansowi, bo jest ryzyko zerwania dystansu (nieukończenie-DNF).

Tak było w tamtym roku (2018), kiedy była ogromna chęć na dodatkowy start, ale na celowniku była Trans GranCanaria na dystansie 125km. Nie udało się stanąć na starcie "UltraBieli" - najdłuższego maratonu narciarskiego organizowanego w Polsce, który odbywa się w Bielicach (14km od Lądka Zdrój). W tym roku "'diabełek" kusił- zostaw to, lecz chęć wykonania kroku więcej i pokonania trasy zwyciężyła.

Słaby trening na nartach, pobieganie weekendowe na biegówkach oraz na nartorolkach w tygodniu - to jednak za mało. Regularne biegi co tydzień na Ślęży też nie są wystarczające. Mimo wszystko staje na starcie w nartach, których nie zdążyłem nasmarować. Mam myśl: "czy się wycofywać? - teraz już nie".


...myślenie...


Na bardzo skromnej ale przyjemnej polanie przygotowuje się garstka zawodników. Nie ma tu tłumów jak podczas Biegu Piastów, ale nie o tłumy tu chodzi. Przydzielony zostałem do sektora 2 i czekam cierpliwie na swoją kolej by wybiec w trasę.

...widoczny pierwszy sektor...

...moja skromna osoba z prawej strony w zielonej kurtce- 167..

Po wspólnym odliczaniu, jesteśmy już na trasie. Przygotowano tylko dwa tory ale po co więcej - nie za dużo, nie za mało. Przez pierwsze 5km biegnę z innymi synchronicznie jak w "koreańskich defiladach", narta per narta, kijek per kijek. Rzec by można było też per każdy metr.

Idzie dobrze do momentu kiedy narta powinna ślizgać się i również pomagać przy odbiciach. Gdy tego nie ma, zaczynają się kłopoty - mam nieodpowiednio przygotowany sprzęt do tego ultramaratonu. Zastanawiam się czy może moja wydolność nie pozwala biec w tym biegu, ale wszystko staje się jasne na płaskich długich odcinkach i lekkich wzniesieniach - narty cały czas hamują, nawet na zjazdach ?!

Tu gdzie swobodnie powinienem się odpychać kijami muszę zwyczajnie pokonywać dystans klasycznym wolnym biegiem. Takim sposobem spalam za dużą ilości energii i muszę pomyśleć nad sposobem, techniką biegu, by najmniej się męczyć.

Dobiegam do punktu żywieniowego na 12 kilometrze gdzie wypijam duże ilości płynów-izotonik,herbata. Na już mocno rozgrzanym mięśniach dobiegam do zakrętu, za którym, nieoczekiwany ostry zjazd. Okazało się później, iż jest on bardzo długi - ok. 5 km. Jest on również bardzo mocno techniczny i kończy się on na końcu pętli.

...mapka z zaznaczonymi kilometrami pętli 20 km...

W torze nabieram szybkości z sekundy na sekundę. Bardzo szybko prędkość dochodzi do 20-30km/h. Chwilami, podczas zjazdu, narta wyskakuje z toru ponieważ kawałki lodu znajdujące się w torze wyrzucają nartę poza trajektorię toru. Próbowałem jeszcze wszelkimi siłami wejść do toru ponownie ale brak energetyczny doprowadza do upadku. Asekurowałem się jak potrafię ale bezskutecznie - leżę. Na szczęście nikt nie nadjeżdża i szybko wstaje i ogarniam się.

Wow - co za zjazd a to dopiero połowa zjazdu, bo widzę tabliczkę - 2km. Tuż przed końcem pętli wychodzę z jednego zakrętu i bez zastanawiania się trzeba pokonywać następny, równie mocno techniczny -prawie slalom. Po tych zakrętach ,na trasie zjazdu pojawia się małe wzniesienie. Mając dużą prędkość, wzniesienie wyrzuca mnie i lecę. Ciut nie skocznia.

...profil pętli...

Nie nadążam nad koordynacją i kolejny raz stykam się całym sobą z powierzchnią trasy - leżę. Tym razem opuszczam tor i pomiędzy torami dojeżdżam do końca pętli gdzie muszę uzupełnić braki wody w organizmie. Pętla oraz sprzęt utwierdziły mnie w przekonaniu, że będzie to ciężki bieg, przede wszystkim z uwagi na techniczny profil pętli. Na drugiej pętli już mam świadomość, że jestem wyprzedzany przez zawodników, którzy pokonują ostatnią pętlę. Tutaj już na podbiegu częściej piję wodę Magnezia. Częściej zaglądam do kieszonki po baton energetyczny, a narty? - pomińmy ten szczegół, wciąż zwalniają. Siła woli kolejny raz wygrywa i dobiegam kolejny raz do punktu żywieniowego z dużym wysiłkiem ze względu na narty. Opanowałem już sposób na sprzęt by móc szybciej się poruszać kosztem innego wysiłku, ale lżejszego.

Sposób częściowo działa, a częściowo nie. Muszę delikatnie podnosić narty do góry całymi nogami. Tracę trochę nieprzewidzianej, dodatkowej i bezcennej energii, ale dystans maleje. Kiedy widzę tabliczkę z oznaczeniem, "skręt w prawo" oraz siatkę zabezpieczającą, jestem świadom ostrego zjazdu i decyduje się na pokonywanie go pomiędzy torami układając narty w jodełkę. Nogi bolą, lecz koncentracja na trasie by nie upaść rekompensuje wszystko. Wyregulowany oddech oraz dobre wchodzenie w zakręty a nawet pamiętliwe wzniesienie, kiedy to wyskoczyłem, nie jest już straszne.

...część trasy...

Nie powstrzymuje już prędkości. Wręcz poddaje się jej i koordynuje wszystko. Jestem mocno zmęczony. Świadomość zakończenia kolejnej pętli, dodaje dodatkowych sił jak to zawsze przed metą. Ostatnie 20km i meta, dam radę. Pani na punkcie żywieniowym pakuje mi 3 sztuki batoników "Osche" za co dziękuje oraz zjadam jeszcze kawałki mandarynek, które zapijam ciepłą herbatą. Wymieniamy kilka zdań z jednym z zawodników na punkcie.



"Ten bieg jest zdecydowanie trudniejszy od "Biegu Piastów" - potwierdza inny zawodnik.

"Może jeszcze pokusi się Pan o wyprzedzenie kogoś" - ostatnim motywującym zdaniem słyszalnym już w oddali żegnam się z punktem.

...podgląd odległości na przykładzie innych zawodników...

Cały czas mam przed sobą zawodnika i delikatnie kusi mnie aby pozostawić go za sobą. Biegniemy tym samym tempem jednak zawodnik z przodu ma przewagę, która na podejściu maleje. Mam siły bądź resztki sił na tymże 5km podejściu, i nie umiem się poddać. Narty się ślizgają już do przodu i tyłu. Pierwszy raz słyszę skuter w oddali z tyłu. Czyżby zamykali trasę? Usłyszałem w tle zapytanie kierującego skuterem "czy wszystko w porządku?". Odpowiadam - "tak".

...skuter,którego pamiętam jako powiedzmy czyszczący już trasę...

Będąc na prostej u góry, połykam batona, jednego z wielu. Ratuje tym samym, brakującą energię. Co chwilę dojeżdża skuter i widzę na śniegu jego światła. Każdy taki widok motywuje, dodaje mi sił. Nie wiem skąd te siły się biorą, ale nawet w najcięższych elementach trasy mocno wybijam się kijkami.

Zawodnik z przodu jest już niewidoczny. W szybkim tempie połykam jeszcze jednego batona i dobiegam do punktu żywieniowego. Tutaj zapijam wcześniej połkniętego batona tylko herbatą oraz proszę jeszcze o łyk widocznej coli. Pozostał ostatni baton i wiem, że już nie będę sięgał po wodę. Przez kilka metrów uspokajam się i wracam do sposobu wcześniej sprawdzonego co do sprzętu. Intensywnie, bo przez 3km, odbijam się na nartach w stanie w jakim one są. Skutera już nie słyszę. Jest jednak świadomość, że przede mną jest jeszcze mocny zbieg - tak teraz będzie to meta-jak to miło brzmi.

Ostatnia 3 pętla. Cały zjazd 5km decyduje się, tak jak poprzednio, pokonać pomiędzy torami, jodełką. Ten zjazd już nie jest ciężki - złagodniał. 3km do mety. Wszystko staje się lekkie. Prędkość jaka była na tym zjeździe wydaje mi się normalna - mowa o prędkości koło 20-30 km/h. Swobodnie pokonuję zakręty na oblodzonym fragmencie trasy. To już chyba 55km a organizm się dostosowuje. Ostatnie mocne pociągnięcia kijami do mety, tak jak podczas przekraczania 2 petli. Ostatni raz speaker wspomina mój numer. Cisza, kompletna cisza na mecie.

...zakręt przed metą...

Jak przebiec najdłuższy narciarski maraton z tak mocnym technicznym profilem? Nie dam Ci na to rady, ale zawsze jest coś w środku co nie pozwala go nie ukończyć. Za ten medal bardzo podziękowałem. Byłem przekonany że jestem ostatnią osobą na mecie, ale potem okazało się, że była jeszcze jednak jedna osoba za mną.

Przez wiele kilometrów biegłem z świadomości, że jestem ostatnim zawodnikiem. Co poczułem gdy miałem na sobie symbol świadczący o ukończeniu tych zawodów? Po prostu ogarniała mnie przez kilka sekund mocna euforia pokonania tzw "nadtrudności", z którymi nie miałem dotąd do czynienia.


Resztę głębszych uczuć pozostawię dla siebie, ale trzeba przyznać, że jest to ciężka technicznie trasa. Opiewa ona w bardzo długie podejście oraz bardzo długi technicznie zjazd. Realne myślenie nad daną sytuacją, umożliwiło mi poradzenie sobie ze sprzętem w trudnych warunkach, kiedy to sprzęt odmawiał posłuszeństwa. Pierwszy raz pokonałem w jeden dzień więcej niż 50km na biegówkach.

Podziękowania należą się za pomoc po biegu - podwiezienie mnie do parkingu samochodowego oraz to, że mogłem być jednym z uczestników takiego biegu.

Co zrobisz kiedy sprzęt Cię demotywuje? Czy zejdziesz z trasy? Ten rok od początku jest rokiem podejmowania się cięższych wyzwań i jak na razie zostają one ukończone - by nie zapeszać :) . 





   

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polityka prywatności

Chyba jednak mocna głowa i nogi nie wiadomo skąd pomogły ukończyć UTM170.Relacja w toku.

Czy to już moja granica, zdecydowanie nie, ale na ten czas może lepiej jej nie znać.Ultra Trail du Mont Blanc to już losowanie..